Evil Dead: Hail To The King
Horror o tym samym tytule z miejsca stał się obiektem kultu. Jego trzecia część, „Armia Ciemności”, przyniosła realizatorom fortunę. Czy panowie stracą ją na swoją grę czy też zdołają na niej zarobić?
Zacznijmy od filmu. W 1982 roku znany dziś reżyser Sam Raimi („Szybcy i martwi”) postanowił nakręcić swój pełnometrażowy debiut. Zebrał kilkadziesiąt tysięcy dolarów, ściągnął na plan kilku początkujących aktorów i… tak powstał „Evil Dead”. Obraz ten w Polsce miał co najmniej kilka różnych tłumaczeń – m.in. „Złośliwy nieboszczyk”, „Martwe zło” i „Diabelskie Demony”, a opowiadał o grupce studentów, którzy wybrali się do zagubionej w leśnych ostępach Tennessee chatki. Znaleźli tam oprawioną w ludzką skórę księgę o nazwie „Necronomicon” oraz dziwną kasetę. Nagrał ja pewien archeolog, który, jak twierdził, padł ofiarą demona. Młodzi potraktowali nagranie jako czyjś doskonały żart i zabrali się do lektury… Nie wiedzieli, że tym samym przebudzili zakochane w krwi stwory z mroku. Wszystkie trzy części filmu łączyła postać walczącego ze złem Asha (Bruce Campbell), który gotów był sobie rękę obciąć, byle tylko pokonać przeciwnika.
Oficjalna premiera gry „Evil Dead: Hail To The King” odbędzie się na dniach. Historia zaczyna się w… głowie Asha. Facet nie może spać, nie może normalnie egzystować, wszystkie jego myśli krążą dookoła Necronomiconu. Bierze więc swoją dziewczynę pod pachę i udaje się do leśnej chaty, by pozbyć się swych ukrytych lęków. W jego ręce po raz kolejny wpada sumeryjska księga umarłych. Lektura – demon – walka – gracz dochodzi do głosu.
Całość przypomina bardziej krwawą i szaloną wersję „Tomb Raidera”, czerpiącą pełnymi garściami z takich tytułów jak „Resident Evil” czy „Alone In The Dark”. Jednym słowem to TPP ze zmieniającym i się kamerami oraz dziesiątkami straszydeł atakujących ze wszystkich stron. Część z nich powstała na podstawie modeli przygotowanych do filmu. Nie zabraknie jednak stworzeń, które zaprojektowano specjalnie na potrzeby gry. Nad ich wyglądem czuwał Robert Tapert, producent wszystkich części tegoż kultowego horroru.
Główny bohater wyglądać ma toczka w toczkę tak jak Ash. Co więcej, będzie mówił identycznie – Bruce Campbell wziął udział w nagraniach i obdarzył głównego bohatera serią komicznych komentarzy, przypominającą te autorstwa Serious Sama czy Duke Nukema. Lokacje? Przede wszystkim las (czyżby reminiscencje po „Blair Witch Project”) pełen kolczastych krzaków i przerażająco suchych sosen, stara drewniana chatka, tajemnicze obozowisko, nieodzowny cmentarz i ruiny jakiegoś dworku. Ponadto Syria czasów Alhazreda, pełna arabskich warsztatów, sklepików, uliczek, przy jednej z nich mieszka bowiem autor Necronomiconu. I wszystko po to, by zatrzymać demony… Bronie? Oczywiście piła mechaniczna, strzelby, kusze, pięści. Co ciekawe, Ash będzie mógł posługiwać się dwoma rodzajami broni naraz.
Kilka recenzji „Evil Dead: Hail To The King” pojawiło się już na zachodnich serwisach o grach. Opinie są mieszane; począwszy od oklasków na mieszaniu z błotem skończywszy. Niestety na jakąkolwiek sensowną opinię będzie trzeba poczekać… na razie Ash nie zamierza pojawić się w Polsce. A to oznacza, że tylko nieliczni poznają Króla i jego prawdziwą wartość.